Mamy w domu krwiożerczą bestię
No i stało się, w naszym domu zamieszkała bestia. Taka prawdziwa, z zębiszczami gotowymi capnąć zdobycz i już nigdy jej nie wypuścić. Właściwie to muchożerna, i nazywa się Ruzia.
Wygląda trochę jak kwiatek-pirania z Lego Mario, który w pewnym momencie chciałem kupić. Kiedy byliśmy w sklepie kupując kwiatki na balkon, na dziale z sukulentami zobaczyłem muchołówki i postanowiłem jedną przygarnąć.
Co ciekawe, kilka tygodni temu Kasia miała w szkole ostry spór z koleżanką, która zabiła muchę, bo przecież każde stworzenie zasługuje na życie. Z drugiej strony Kasia boi się różnego rodzaju owadów, much w szczególności. Tym bardziej nie wiedziałem czego się spodziewać po pojawieniu się w domu roślinki, która żywi się owadami.
Posiłek złapałem ja, i to może ze dwa dni po zakupie Ruzi, zupełnie przypadkiem. Położyłem owada na liściu, a pułapka natychmiast się zamknęła.
Kasia o dziwo była wszystkim podekscytowana, zaglądała później jak Ruzia trawi swoją pierwszą zdobycz.
Czy Kasia będzie teraz łapać muchy z entuzjazmem? Raczej nie. Czy będzie patrzeć z fascynacją, jak Ruzia je zjada? Już to robi. Wygląda to na idealną równowagę między empatią a zachwytem nad naturą.